24 maj 2015

WARSZAWA | Norm Core, czyli jak paść na atak serca widząc tyle rzeczy vintage w jednym pomieszczeniu

Wczoraj zrobiłam sobie małą wycieczkę do stolicy, żeby trochę odetchnąć po paskudnym maju pełnym podręczników, kucia i monotonii. Przy okazji założyłam snapchata (@persona_obscura), więc zapraszam do obserwowanie moich poczynań! Standardowo relacja pojawiła się również na Instagramie, także macie duuży wybór kanałów.

Co robiłam w Warszawie? Wpadłam do butików na Mysiej 3, zjadłam pyszny obiad i po prostu pospacerowałam tropiąc ładną architekturę i wszystko, co ciekawe. Nawet trochę popedałowałam na specjalnym rowerku w Złotych Tarasach, żeby ekologicznie wytworzyć energię i naładować telefon :D

Aaale do rzeczy! Pretekstem oraz głównym punktem wyprawy był sklep z rzeczami vintage Norm Core, czyli bardzo niecodzienne miejsce z równie niecodzienną historią. Sklep to nie jest może najlepsze określenie, poniewać domowa atmosfera ("lokal" to po prostu mieszkanie) i przyjaźnie nastawieni właściciele kompletnie się ze sklepem nie kojarzą, ale nie przychodzi mi do głowy lepsze określenie. Kryją się za nim Marcin Brzóska i jego przyjaciółka Ania Indulska. Norm Core powstał spontanicznie, gdy Marcin odkrył, że w spadku po zmarłej ciotce handlującej w latach 80. odziedziczył ogromną ilość niesprzedanego towaru. Większość rzeczy jest nowa, jeszcze z metkami, a setki kartonów czekają na rozpakowanie!    

Myślałam, że tego typu miejsca można znaleźć jedynie w Nowym Jorku albo Londynie. A tu proszę! Wystarczyło przejechać niecałe 300km, żeby znaleźć się w raju! Jednego wieczora odkryłam Norm Core, drugiego napisałam maila, a w weekend siedziałam już na kanapie przymierzając kozaki z lat 80. otoczona cudownymi artefaktami  minionego wieku.

W instagramowym skrócie wyglądało to tak:
Wow -> O mój boże, buty -> Ale ładneee -> Wyniosłam, ile uniosłam

Po takim wstępie na pewno macie ochotę na więcej, dlatego zapraszam do dalszej relacji!